Archiwum 04 czerwca 2015


cze 04 2015 Latryna na sawannie
Komentarze: 0

 Na ubogich glebach Afryki powstał niezły ekosystem, utrzymujący stada potężnych roślinożerców i polujących na nie kultowych drapieżników. Przez ich przewody pokarmowe przechodzą tony  przysmaków. A potem … No właśnie, kto po nich sprząta? Na afrykańskich bezdrożach fizjologia jest nieubłagalna. Na terenach trawiastych Afryki pasą się olbrzymie stada dzikich zwierząt. Milion roślinożerców: antylop,  zebr, bawołów, żyraf, nosorożców i słoni. Każdego dnia przez ich przewody przechodzi milion to zieleniny. Gdyby ktoś nie sprzątał, jak wyglądałby romantycznie wysmakowany widok z Czarnego Kontynentu, który od setek lat pobudza wyobraźnię. W brunatnych od mułu żyją największe krokodyle nilowe Afryki. Okazy sięgające 7 metrów nie należą do rzadkości. Ich sąsiadami są hipopotamy. Hipopotamy – choć są groźniejsze od krokodyli, bo łatwiej wpadają w złość – budzą w ludziach czułość. Gdy widzi on zagrożenie, zaraz postanawia pokazać kto rządzi. Podnosi swoje cielsko ponad wodę, staje bokiem i puszcza spod ogona odchody fruwające na boki. W ten sposób powstaje mocny zapachowy słup graniczny doskonale rozpoznawalny dla innych hipopotamów i konkretnego osobnika. Zapach to prywatne logo, dlatego wiele innych zwierząt używa odchodów do komunikowania praw własności. Zebry, antylopy, gazele składają bobki w kilku miejscach na obrzeżach terytorium. Dbają o właściwą informacje o stanie posiadania ale tez zapobiegają rozprzestrzenianiu się pasożytów. Dbają o czystość pastwiska. Nosorożce używają odchodów do porozumiewania się. Szczególnie w czasie godów. Samica, gotowa przyjąć zaloty, zaraz po załatwieniu potrzeby z zapałem przeciąga raz lub dwa tylnymi kopytami po parującym jeszcze kopczyku, poczym rozpryskuje mocz na okoliczne krzaki i drzewa. W ten sposób składa ofertę matrymonialną, która budzi zainteresowanie samców. Gdy któryś napotyka wiadomość, także grzebie w niej kopytem, żeby odświeżyć zapach i lepiej odczytać informację. Dominujące samce szorują też kopytami we własnych odchodach – odświeżają logo. Chrząszcz toczy kulę odchodów. Należy do jednego  z gatunków dużych zwierząt żuków. Wyróżnia się krępą budową ciała i rozwiniętą opieką nad potomstwem. Samica składa jaja do głęboko ukrytej pod ziemią porcji nawozu, która stanowi pożywienie dla wykluwających się robakowatych larw.. Dzieci bezpiecznie dorastają w norze. Wychodzą na powierzchnię dopiero, gdy umieją latać, a ich ciała ochrania długi, błyszczący pancerz.. Kulinarne upodobania pozostają takie same, mimo zmiany postaci. Dorośli nadal zjadają naturalny nawóz w podziemnym schowku, do którego przytargali porcję na użytek prywatny. Tak właśnie oczyszczają krajobraz. Czyściciele uwijają się od wieczora do chwili, aż w miejscu,  gdzie antylopa lub słoń załatwi potrzebę, pozostaje ledwo rozpoznawalny ślad.. Na szczęście roślinożercy stale dostarczają chrząszczom przysmaków. Nie tylko im, ale i pewnym ptakom, które  jedzą odchody by zyskać na urodzie. Ścierwniki, choć głównie jedzą padlinę, nazywane są „kupo jadami” Do nawozu przyciąga je duża ilość przetrawionej roślinnej masy, bogatej w żółty barwnik – karoten. Ścierwnikom bardzo na tym zależy, bo oceniają partnera po intensywności odcinającego się od bieli piór żółtego ubarwienia na  przodzie głowy, wolu oraz nogach. Żółta głowa świadczy nie tylko o bogatej diecie, ale tez o mocnym żołądku – odporność na pasożyty. Odchody zwierząt roślinożernych i drapieżnych różnią się zasadniczo,. Drapieżniki, pozbawiające się głównie białek i tłuszczów, formują ostro zakończone walce, często o silnym zapachu dodatkowo wzmocnionym przez wydzielinę gruczołów odbytowych. Służą one do znakowania terenu. Odchody roślinożerców najczęściej nie maja bardzo przykrej woni. Formułowane w mniej lub bardziej suche bobki lub placki, zawierają dużą ilość celulozy i innych cukrów roślinnych. Chlorofil i karoten barwią je na zielono i brązowo. Zwierzęta z zapachu odczytują płeć, stan zdrowia, czy chęć do zalotów, a nawet poziom stresu. Ten ostatni można określić, mierząc zawartość kortykoidów w odchodach.

cze 04 2015 Śmierć koło Ndoli
Komentarze: 0

 W 1960 roku ONZ stanęło przed ogromnym wyzwaniem. Republika Kongo (Zair) stanęła w obliczu wojny. Kraj ten przestał być  belgijską kolonią 30 czerwca; był zupełnie nie przygotowany do samodzielności. W wyniku majowych wyborów został wyłoniony rząd, w którym mieli współpracować prezydent Kasavubu i jego rywal – premier Lumumba. W kraju nie było ani jednego lekarza, inżyniera, czy wykształconego urzędnika czarnego, wszyscy byli biali. Próżno też było szukać ducha narodu wśród mieszkańców. % lipca w stolicy republiki, Leopoldville, doszło do buntu kongijskich żołnierzy przeciwko belgijskiemu dowództwu. Przywódca bogatej w naturalne surowce Katangi, Moise Czombe, 11 lipca ogłosił secesje swej prowincji i oznajmił, że staje się ona niepodległym państwem. Prezydent i premier zgłosili się do ONZ o pomoc w przywróceniu porządku. W kwietniu 1953roku kiedy młody szwedzki dyplomata Dag Hammarskjold został wybrany na drugiego w historii ONZ sekretarza generalnego, jedynie 4 afrykańskie kraje były członkami tej organizacji. Pod koniec 1960 takich krajów było już 26. Kryzys w Kongo wymagał określenia na nowo roli ONZ w świecie, co w efekcie doprowadziło Hammarskjolda do konfliktu ze Związkiem Radzieckim. 13 lipca odbyło się posiedzenie Rady Bezpieczeństwa ONZ, na której Hammaskjold wezwał do szybkiej reakcji w sprawie Konga. Związek Radziecki domagał się potępienia Belgii za agresję, a Francja, WB i USA wystąpiły przeciwko krytyce ich sojuszników z NATO. Hammarsjold zwrócił się o pomoc wojskową do innych krajów afrykańskich. W ciągu 5 dni 3500 żołnierzy z Tunezji, Ghany, Maroka i Etiopii przybyło na apel. 5 września Kasavubu zdymisjonował Lumumbę, w wyniku konfliktu władzę przejął szef sztabu armii kongijskiej Mobutu. Jednym z jego pierwszych poczynań było zamknięcie placówek dyplomatycznych. Czombe nadal starał się doprowadzić  do oderwania Katangi od Konga i zaczął angażować europejskich najemników. 17 lutego Rada Bezpieczeństwa poparła starania Hammarskjolda w niedopuszczaniu do wojny domowej w Kongu, a w lecie rząd koalicyjny skupił wszystkie ugrupowania z wyjątkiem – frakcji Czombego. Z końcem sierpnia Hammarskjold upoważnił siły ONZ do pojmania europejskich najemników służących w Katandze i zajęcia kluczowych pozycji w stolicy tej prowincji. Gdy zaczęły się walki Czombe uciekł do Rodezji Północnej. Hammarsjold zgłosił gotowośc do osobistego spotkania z Czombem w pobliżu rodezyjskiej miejscowości Ndola. Podróż postanowił odbyć na pokładzie samolotu ONZ DC-4 o nazwie Albertina. W niedzielę, 17 września maszyna wyruszyła do Ndoli, wioząc na pokładzie 9-osobową delegację. We ftorek media głosiły o katastrofie lotniczej i śmierci Hammarsjolda. Nie od razu poznano szczegóły feralnego lotu, określono spodziewany czas lądowania na godz. 00.35 w poniedziałek, 18 września. 10 minut po północy załoga zameldowała, iż ma w zasięgu wzroku światła. Niedługo potem z opuszczonym podwoziem Albertina przeleciała nad lotniskiem, wykonała manewr kołowy (600 metrów0 i nie powróciła na lotnisko. Wrak samolotu odnaleziono ok. 15 km od portu lotniczego. Na miejscu zginęło 6 osób załogi i 8 wysłanników ONZ, większość z nich spłonęła w swoich fotelach. Katastrofa szybko stała się tematem rozlicznych plotek, domysłów i komentarzy. Werdykt komisji śledczej ONZ był niejednoznaczny. Nie znaleziono dowodów sabotażu, awarii czy bezpośredniego ataku na samolot, choć nic z tego nie można było wykluczyć.. Kilka lat po tragicznej śmierci Hammarsjolda wysunięto hipotezę: sekretarz przygnębiony niepowodzeniem swych wysiłków na rzecz pokoju popełnił samobójstwo. Przystawiwszy pistolet do głowy pilota zmusił go do wykonania okrężnego manewru, który zakończył się katastrofą. Dowodami na taką historię miały być rękopisy znalezione w nowojorskim mieszkaniu sekretarza generalnego – testament sporządzony na krótko przed odlotem do Kongo. Teorię tą szybko obalono.