mar 05 2015

Dzienniki Hitlera - autentyczność, fałsz...


Komentarze: 0

 Na okładce niemieckiego wydawnictwa tygodnika Der Stern z 25 kwietnia 1983r widniał ogromny napis „Dzienniki Hitlera odnalezione” W środku widniał fragment pamiętników, które miały być sukcesywnie wydawane co tydzień na lamach tejże gazety.  Ten materiał pochodził z 62 oprawionych w imitację skóry notatników. Ani współpracownicy Hitlera, ani historycy nie mieli o nim pojęcia. Pamiętniki urywały się ponoć dwa tygodnie przed śmiercią Hitlera w kwietniu 1945r. Rozpoczęła się walka o wykupienie praw do owych dzienników, a wraz z nią wątpliwości co do autentyczności pisma. Zlecono dokładne zbadanie atramentu, oraz grafologiczne przeglądy. Sceptycy pytali jak to możliwe, by Hitler zdołał ukryć pamiętniki przed swoimi sekretarzami, doradcami i służbą. Hitler nienawidził pisania i zazwyczaj tylko dyktował. Ponadto od stycznia 1943 prawdopodobnie cierpiał na paraliż, który uniemożliwiał pisanie w czytelny sposób. Grafolodzy zbadali dwa przesłane notatniki stwierdzając, że są fałszowane i to nieudolnie. Zarówno papier, tusz, klej jak i atrament pochodziły z czasów powojennych. Oburzony zespół Sterna rozpoczął własne śledztwo. Dziennikarz Gerd Heidemann, zajmujący się nazistowska tematyka sprzedał willę i kupił jacht należący kiedyś do zastępcy Hitlera i przyjmował na nim funkcjonariuszy hitlerowskich i przez jednego z nich poznał Konrada  Kujau, sprzedawcę nazistowskich pamiątek. Powiedział on Heidemannowi, ze jego brat przemycił pamiętniki Hitlera i szuka na nich kupca. Powiedział też, ze dzienniki znajdowały się na pokładzie samolotu transportowego. Wraz z innymi cennymi przedmiotami miały one zostać przewiezione w Alpy Bawarskie i umieszczone w bezpiecznym miejscu. Hitler miał tam przylecieć następnym samolotem. Ponoć pierwsza maszyna rozbiła się w okolicach Drezna. Z katastrofy uratowała się tylko jedna osoba, a miejscowi chłopi zdołali ocalić kilka przedmiotów, w śród nich  dzienniki. Heidemann uwierzył w tę fantastyczna opowieść i przez dwa lata namawiał redakcję aby kupili dzienniki za sumę 9milionów marek. Za pośrednictwo w tej transakcji otrzymał 1,5 miliona marek z pieniędzy Sterna. Jak się wkrótce okazało, nie było żadnej katastrofy, ani tez przemyconych przez granice dzienników. Kujan zaś przez kilka lat sam pracował nad tym fałszerstwem. Zeznając wyjaśnił, ze pomysłodawca manifestacji był Heidemann. Reporter został natychmiast zwolniony z pracy, choć utrzymywał, ze padł ofiara oszustwa. Dwa lata później po dłuższym procesie obaj zostali uznani winnymi. Heidemann dostał 4 lata i 8 miesięcy pozbawienia wolności a Kujau o dwa miesiące mniej. Sędziowie jednak i tak obwiniali Sterna, za to, że zaślepieni chęcią zysku nie sprawdzili należycie autentyczności materiału przed zakupem.

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz